Rozwodowy biznes żon
Bankowiec William Murphy oskarżył brytyjskich sędziów rodzinnych o dyskryminację mężczyzn, zyskując poparcie ekspertów prawa i innych byłych mężów. W sprawie o rozwód sąd przyznał Williamowi 1 milion funtów, czyli 37 procent majątku małżeństwa. Żona otrzymała prawie 1,9 miliona.
William i Helene wzięli ślub w 1997 roku. Korzystając z wysokich zarobków męża, para żyła na bardzo wysokim poziomie, mieszkając w domu wartym 7 milionów funtów. W pewnym momencie William poczuł jednak, że ma dość chodzenia pod krawatem i odszedł z pracy. W 2006 r. małżonkowie, którzy nie mieli dzieci, znaleźli się w separacji, a dwa lata później sąd orzekł rozwód.
Rozprawa odbyła się w czasie, gdy William nie był nigdzie zatrudniony, a jego żona sporo zarabiała, pracując w Londynie jako dyrektorka galerii artystycznej. Jak podkreśla Murphy, sąd powinien wziąć pod uwagę również fakt, iż Helene ma udziały w dublińskim biurze nieruchomości warte według niego 1,25 miliona funtów.
Adwokat Helene wskazał z kolei, że Merrill Lynch ma jeszcze wypłacić Williamowi 550 tys. funtów w ramach tzw. funduszu kompensacyjnego. Sędzia wzięła pod uwagę pieniądze z Merrill Lynch, ale dublińskich udziałów żony już nie. Stwierdziła ponadto, że William na pewno podejmie wkrótce znowu pracę w City i będzie zarabiał krocie.
Nie pomogły tłumaczenia mężczyzny, że raz na zawsze porzucił karierę bankowca i chce żyć z oszczędności. – To taka gadka, prawdopodobnie nieźle przećwiczona. Ale mnie nie przekonuje – oświadczyła sędzia. Nic nie dał też Williamowi swobodny styl ubioru i zapewnienia, że myśl o powtórnym wbiciu się w garnitur wywołuje u niego mdłości.
Murphy twierdzi, że wirtualne jak na razie pieniądze z Merrill Lynch się nie liczą, więc tak naprawdę otrzymał zaledwie jedną piątą majątku (a gdyby jeszcze wliczyć udziały z Dublina, to tylko jedną siódmą). Oburzony orzeczeniem odwołał się do sądu wyższej instancji. W sukurs przyszła mu baronowa Ruth Deech, uznawana za autorytet w dziedzinie prawa rodzinnego. Według niej przekazanie majątku wypracowanego przez męża jego żonie jest rażąco niesprawiedliwe. – Ta nadmierna hojność sądów wobec kobiet uczyniła z Londynu światową stolicę rozwodów – podkreśliła Deech.
Wielu mężczyzn kibicuje Murphy’emu. – Przy moim rozwodzie był podział 62/38 na rzecz byłej żony. Prawo stanowi tymczasem, że ma być podział 50/50, chyba że w grę wchodzi przemoc domowa – powiedział Jim Smith, cytowany na portalu „Daily Mail”. Tylko niektórzy, jak np. Paul McCartney, mieli szczęście trafić na sędziego kierującego się ujętą w prawie wskazówką, że „pod uwagę należy wziąć sumę pieniędzy wniesionych do związku przez każdą ze stron”.
Źródło: Rzeczpospolita