W piątek skończy się era wahadłowców

W piątek po raz ostatni poleci na orbitę amerykański prom. Trwający 30 lat program okazał się zbyt kosztowny

To będzie 33. misja Atlantisa. Start zaplanowano na późne przedpołudnie (11.26 czasu lokalnego – u nas 17.26). Wahadłowiec spędzi na orbicie 12 dni. Na Międzynarodową Stację Kosmiczną zabierze czwórkę astronautów i wielki zapas części zamiennych.

W okolice przylądka Canaveral na Florydzie przybywają tysiące ludzi. Na drogach Florydy tworzą się gigantyczne korki. Ludzie chcą obejrzeć widowisko, którego powtórki nie będzie. Atlantis podzieli los Discovery i Endeavoura – po zakończeniu misji trafi do muzeum.

– Chciałabym mieć dla was lepszą wiadomość – mówiła reporterom na konferencji podsumowującej przygotowania misji STS-135 Katherine Winters ze służby meteorologicznej NASA. – Obfite deszcze i burze mogą uniemożliwić piątkowy start. Prawdopodobieństwo takiego obrotu rzeczy sięga 60 proc.

– Będziemy robić, co w naszej mocy, aby start odbył się w piątek, ale jeżeli nie będzie do tego warunków, mamy inne możliwości: sobota lub niedziela – powiedział Jeremy Graeber, dyrektor testów NASA.

W piątek nad ranem ma się rozpocząć tankowanie paliwa, a załoga zostanie przetransportowana na stanowisko startowe. W ostatniej misji jest mniej liczna niż zazwyczaj – składa się z trzech mężczyzn i jednej kobiety. Wszyscy są Amerykanami.

Podróż Atlantisa to 135. wyprawa promów kosmicznych na orbitę w trwającym 30 lat programie wahadłowców. Powodów rezygnacji z dalszych misji promów jest wiele. Najważniejsze z nich to starzenie się maszyn i kosztowne przygotowania wypraw. NASA poświęcała połowę swego rocznego budżetu 18 mld dolarów na eksploatację wahadłowców.

Niebagatelny wpływ na decyzję zakończenia programu stanowi widmo katastrofy wiszące nad każdym startem. Zdarzyły się już dwa razy w historii. Dwie spośród pięciu maszyn zostały utracone. Tragedia Challengera rozegrała się w 1986 roku, kiedy prom eksplodował minutę po starcie, pozostawiła trwały ślad w świadomości Amerykanów. Naocznymi świadkami tragicznej śmierci siódemki astronautów były tysiące widzów zgromadzonych na Florydzie i miliony przed telewizorami. Siódemka astronautów zginęła także w 2003 roku podczas powrotu promu Columbia na Ziemię.

– Nie ma wstydu w ustawieniu poprzeczki niewiarygodnie wysoko – powiedział były astronauta Duane Carey, który brał udział w misji w 2002 roku. – Ważne jest to, że się staraliśmy – i nie udało się do końca. Główną spuścizną programu wahadłowców pozostanie fakt, że uległy spektakularnym awariom.

Cały program wahadłowców kosztował amerykańskich podatników zawrotną sumę 196 mld dolarów (1,46 mld przypada na jedną misję). To ponaddwukrotnie więcej, niż zakładały pierwotne plany. Za te pieniądze nie udało się odbyć nawet połowy zakładanych na początku programu lotów. Associated Press wyliczyła, w oparciu o dane z NASA i Smithsonian Institution – uwzględniając inflację – że Ameryka wydała na program wahadłowców więcej, niż wyniósł łączny koszt podróży na Księżyc, budowy bomby atomowej i wykopania Kanału Panamskiego.

Programowi zarzucano także to, że promy nie wniosły żadnego postępu w eksplorację planet i obiektów Układu Słonecznego. Sześć lat temu ówczesny szef NASA Michael Griffin nazwał nawet program pomyłką. Wyjaśniał, że były nią nie tyle zbyt wysokie koszty, ile zła ocena bezpieczeństwa.

Mimo wszystko program okazał się sukcesem, wahadłowce przyczyniły się do ważnych odkryć naukowych, np. wyniesiony na orbitę Kosmiczny Teleskop Hubble'a pozwolił na oszacowanie wieku wszechświata, wykonał przy tym mnóstwo fantastycznych zdjęć kosmosu i przyczynił się do udowodnienia istnienia tajemniczej ciemnej energii. Bez wahadłowców nie powstałaby Międzynarodowa Stacja Kosmiczna.

Ostatnie 12 lat eksploatacji promów kosmicznych związane jest z jej budową. Niewykluczone, że gdyby nie plany konstrukcji i utrzymania stacji orbitalnej wysiłkiem wielu krajów, NASA zamknęłaby program po katastrofie Columbii. Wahadłowce są jedynym środkiem transportu wielokrotnego użytku na orbitę.

Ciągle świadczą o amerykańskiej dominacji w podboju kosmosu. Mieszkańcy USA ciągle je kochają. – Wahadłowce to jednak kawał solidnych maszyn – uważa astronauta Stan Love. – Startują i lądują jak żaden inny pojazd obecnie i w ciągu najbliższych 30 lat.

Źródło: Rzeczpospolita