Izba Gmin przeciwko budżetowi Unii Europejskiej
Obradująca w środę Izba Gmin stosunkiem głosów 307:294 przyjęła projekt poprawki zgłoszonej przez konserwatywnych eurosceptyków domagających się od premiera Davida Camerona, by był bardziej radykalny w swoim stanowisku wobec budżetu UE.
Mówiąc inaczej posłowie zażądali aby Cameron z całą stanowczością opowiedział się przeciwko nowemu budżetowi i zapisom w sprawie podatku od operacji finansowych. Jak donoszą agencje prasowe 53członków Partii Konserwatywnej głosowało za tym aby Cameron zażądał cięć w budżecie Unii. Reuters pisze, że rebelia części członków Partii Konserwatywnej jest ciężkim ciosem dla rządu. Cameron chce realnego zamrożenia budżetu UE na lata 2014-20. Eurosceptycy w jego partii, wsparci przez opozycyjną Partię Pracy, domagają się od niego, by żądał cięć.
Przekonywania Camerona, że najlepszym wyjściem z sytuacji jest zamrożenie budżetu lub też zwiększanie go o poziom inflacji nie przekonały niestety członków jego własnej partii. To właśnie dzięki ich postawie premier odniósł jedną z poważniejszych porażek w Izbie Gmin. Rząd przekonywał, że Wielka Brytania będzie osamotniona w walce o mniejszy unijny budżet ponieważ aż 16 państw wchodzących w skład Unii Europejskiej więcej otrzymuje z kasy Unii niż do niej wkłada. Zrozumiałe więc jest, że te państwa, w tym Polska, będą przeciwne jakimkolwiek cięciom.
Cameron mówił, że jego optymistyczny scenariusz zakłada obniżkę budżetu, a pesymistyczny - zamrożenie. Podkreślił zarazem, że przyjęcie budżetu jest w narodowym, brytyjskim interesie. Potwierdził przy tym, że zawetuje budżet, jeśli nie będzie on odpowiadał brytyjskiemu interesowi narodowemu.
Komentatorzy podkreślają, że pozycja Camerona zaczyna być zagrożona. Jeśli nie wróci on z zadowalającym rezultatem z mających się odbyć 22 i 23 listopada negocjacji to może się okazać, że wewnętrzne spory i targi spowodują, że rząd straci poparcie nawet w łonie swojej własnej partii. Nie tak dawno 87 posłów z ramienia Konserwatystów zażądało od Camerona przeprowadzenia głosowania na temat wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
Przeciwna zamrożeniu i cięciom budżetowym jest oczywiście Polska, która ostatnią propozycję zgłoszoną przez Cypr a polegającą na przeprowadzeniu cięć nazwała nierealistyczną. Rząd Tuska z całą pewnością walczył będzie o podwyższenie budżetu ponieważ gdyby Polska otrzymała mniej pieniędzy z Unii to mogłoby to zachwiać krajowym budżetem, który i tak już obecnie jest napięty do granic możliwości.
Według Sky proponowana przez Komisję Europejską podwyżka budżetu jest dla eurosceptyków w jego partii "płachtą na byka".
Cytowany przez Press Association inspirator rebelii wewnątrzpartyjnej Mark Reckless powiedział, że "jego wyborcom trudno jest zrozumieć, dlaczego w okresie cięć świadczeń socjalnych i usług publicznych w brytyjskim budżecie Bruksela miałaby dostać podwyżkę budżetu".
Według Recklessa inflacyjna podwyżka budżetu, na którą gotów jest przystać Cameron, i tak oznaczałaby podwyżkę wkładu brytyjskiego z 9,2 mld funtów szterlingów w 2011 r. do 13,6 mld w 2020 r. (z pominięciem rabatu).
Konserwatywny poseł Tony Baldry ostrzegał kolegów, że negatywny wynik głosowania osłabi Camerona w negocjacjach budżetowych na najbliższym szczycie UE 22-23 listopada. Baldry obawia się też, że eurosceptycy mogą zaszkodzić wyborczym szansom torysów w kolejnych wyborach.
Za realnymi cięciami budżetu UE o 1 proc. opowiedziało się ostatnio dwóch czołowych członków laburzystowskiego gabinetu cieni: Ed Balls (finanse) i Doug Alexander (sprawy zagraniczne).
Komisja Europejska proponuje najbliższy wieloletni budżet na poziomie 1,025 bln euro (1,03 proc. dochodu narodowego brutto), co oznacza podwyżkę o 5 proc. w stosunku do budżetu na lata 2007-13. Londyn uznał te propozycje za "nierealistyczne" w świetle trudnej sytuacji finansów publicznych wielu członków UE.
Reuters wyraża opinię, że środowe głosowanie w Izbie Gmin zapewne wzbudzi wątpliwości w kwestii kontroli Camerona nad rządem koalicyjnym i jego zdolności do zapanowania nad antyeuropejską frakcją konserwatystów.